Taka mała nagła chęć, żeby cokolwiek napisać. Najprawdopodobniej w przestrzeń, bo już tu raczej nikt nie wchodzi.
Wchodzenie w stare, zasklepione dziwactwa, ale trudno! I to jeszcze z niczym konkretnym do naskrobania.
Po prostu czasem w przypływie sentymentu mam ochotę wrócić do tego zalewania internetu swoją paplaniną! Chęć tę jednak szybko tłumię, bo i nie miało by to sensu! Po co miałabym to robić? Ano, po nic. Także tak.
Dzisiaj jednak postanawiam drepcząc po słowach Twardowskiego "pocałować rączkę i stópkę" i, przepełniona przeogromną radością i spokojem powiedzieć, że jestem zachwycona tym, że jestem. Tak bardzo miło jest być. Jeszcze z perspektywą, że to bycie nie będzie musiało kiedyś nie być. Fajno.
Podziwiam więc dziwacznie powykręcane palce akacji, która uśmiecha się do mnie przez okno, ślę ukłony kiwającym się rytmicznie brzozom i wielce szanuję sędziwe kasztanowce! Jakie to niepojęte, że tyle piękna wokół, tylko po to byśmy my - tacy mali, popluci i pomięci mogli się tym ucieszyć. Dziś wzruszam się więc na widok żuczka, że nie wiedzieć po co, tak uroczo się błyszczy.
I tym że palce tak zabawnie ślizgają się po wytartej klawiaturze!
Żeby nie być taką czcigodną osobą
której podają parasol
którą do Rzymu wysyłają
w telewizji jak srebrnym nieboszczykiem kręcą
wieszają przy gwiazdach filmowych.
Ale być np. takim chlebem
który krają
żywicą którą z sosny na kadzidło skrobią
czymś takim z czego robią radio
żeby choremu przy termometrze śpiewało
zegarem który w samolocie jak obrazek ze świętym Krzysztofem
świeci
żółtym dla dzieci balonem –
a zawsze taką hostią małą
gorętszą od spojrzenia
co się zmienia w Ofierze.
Gorętsze od spojrzenia, Ks. Jan Twardowski
Gorętsze od spojrzenia, Ks. Jan Twardowski
Także pozdrawiam ciepluteńko i wracam do nieudzielania się tutaj