3 stycznia 2016

Jak miło popływać sobie w szklance herbaty!


Witam, cześć i czołem!
Czyżbyście zastanawiali się czym jest ta poczwara na górze? Otóż naskrobałam w zeszycie z lekka kanibalistyczny obrazek i wkleiłam! Cieszycie się? Powiedzcie, że tak, toż to dzieło sztuki, wytwór stasinej wyobraźni, a to przecież zacnie mieć taką wyobraźnie. No dobrze, dobrze, może nie jest to rzecz zbyt cudowna i dobrze sfotografowana, ale macie możliwość zinterpretowania jej w dowolny sposób! Jest wielce prawdopodobne, że nóżki wystające ze szklanki potraktujecie bardziej jak żelki, a samą szklankę jako... coś, co szklanką na pewno nie jest, nie będę jednak z tego powodu rozpaczać. Powiem więcej - chociaż będzie ciekawiej ^^ Tak, tak. Ale nie o tym być miało!

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że już od trzech lat prowadzę bloga! Jak ten czas szybko leci i jak zmienia człowieka! Teraz nie wyobrażam sobie pisać postów o pomarańczy produkowanej z orangutanów, ani też umieszczać dziwnych, modelinkowych figurek, naszła mnie jednak refleksja, że przez te 1095 dni z moich ust ani razu nie padło nic mądrego i nie czuję się dumna z żadnego mojego tworu, który wystukałam na klawiaturze. Dość przygnębiające! Jest więc postanowienie na Nowy Rok, bardzo mocne i trudne postanowienie - napisać coś, co będzie mi się podobać, coś, co spodoba się też innym (choć może te dwie rzeczy się wykluczają?). Kiedyś ktoś powiedział, że autor jest swoich najsurowszym krytykiem, tyle, że w moim przypadku chyba nie o to tutaj chodzi (niestety). Moje opowiadania po prostu nigdy nie należały do najlepszych, wiem jednak, że nie da się napisać czegoś naprawdę dobrego na siłę, bo jak z góry założę sobie, że mój twór ma być najzacniejszy pod słonkiem, to w końcu nie napiszę nic.  Dlatego będę pisać dużo i może w końcu stworzę to COŚ. Trzymajcie kciuki! ^^

Tymczasem, żeby było wesoło, uczynię to, co nawykła robić cała bloggerowa społeczność, czyli podsumuję minione 365 dni. Wiem, że nie jest to nic oryginalnego, ale nie musi być przecież oryginalnie (ostatnio ludzie panicznie pędzą ku inności, otrzymując wynik wręcz odwrotny)! No to zaczynamy...

Nim jednak to nastąpi (chwila napięcia równego pocieraniu balonika)
Co znowu?!
uraczę Was zakręconą, lecz ujmującą piosenką z bajki dla dzieci/dorosłych o wdzięcznym tytule "Wroniec" pana Jacka Dukaja. Jest to hymn szarzejącej społeczności (w domyśle społeczności za czasów PRL-u i stanu wojennego) przemykającej przez szarzejące ulice.

"Sza-sza-sza-sza-szarzej!

Myślisz - nic.
Mówisz - nic.
Robisz - nic.
Wszystko - pic.

Sza-sza-sza-sza-szarzej!

Gęba - w ciup!
Oczy - w bruk!
Z nieba - kruk!
Sąsiad - wróg!
Każdy - wróg!

Sza-sza-sza-sza-szarzej!

Mydła - brak.
Mięso - flak.
Słowa - rak.
W pracy - strach.
Wszędzie - strach.

Sza-sza-sza-sza-szarzej!"

(Czy tylko mi się tak bardzo podoba?)
Oj...Ten post niebezpiecznie się wydłuża (ale to tylko przez ta ogromną czcionkę, ekhm)


Przygotowałam dla Was dramat ukazujący przeróżne zmiany, które nastąpiły w poszarzałym już, porośniętym grzybami roku 2015! Jest on jednak dość... obszerny, więc jeśli nie dacie rady, to, no cóż, nic się wielkiego nie stanie! Zdziwię się jeśli wytrwacie, toż to będzie wyczyn! ^^ wykrzyknik, wykrzyknik, wykrzyknik

Lekko stuknięty lecz szczery, oddający psychikę Stasi, pewnie nie do końca poprawny dramat. Uściślając - komedia (boć życie to komedia, muachacha!) 

(Tłum kolorowych postaci ściśniętych w dziwacznym niezidentyfikowanym pokoju, do którego prowadzą okrągłe iskrzące wesołością Drzwiczki - Drzwi Wejściowe, a z którego odprowadzają zdezelowane Drewniane Wrota - Drzwi Wyjściowe. Jest to, zdaje się, pomieszczenie nazywane „szaloną mieszanką uczuć panny Stanisławy”. Jeśli ktoś mówił wam kiedyś o „niepewnej robocie” i „lęku przed utratą mieszkania” to wiedzcie, że jest to najbardziej niepewne ze wszystkim mieszkań,  jakie kiedykolwiek zbudowano. )

Do pomieszczenia z furkotem wpada zgarbiony okularnik o obłąkanym spojrzeniu. Dzierży w dłoni odrapaną teczkę i iskrzący kalkulator.

Okularnik: Mam już tego serdecznie dość! Niech to dziewuszysko wyrzuci mnie raz a porządnie! Niedługo dostanę zawrotu głowy od ciągłego przechodzenia przez ten przeklęty próg. Słyszałem kiedyś, że framugi drzwi są w stanie wymazać z głowy ogromne pokłady mądrych myśli, a ja zbyt cenny jestem, by rozstawać się z rozumem… Jeden dodać dwa równa się trzy! Trzy do potęgo drugiej równa się dziewięć. A kwadrat plus be kwadrat równa się ce kwadrat! Igrek równa się a iks plus be…

Kobieta o miażdżącym dwuznacznym spojrzeniu odkleja się od ściany, którą okupywała w celach nieokreślonych i z brwią uniesioną ku górze zbliża się do wpół obłąkanego Okularnika.

Ironia (bo takie imię nosi ta dziwna istota): Ach, tryskasz inteligencją, kochaniutki! Co my byśmy bez ciebie zrobili!

Okularnik spogląda na nią podejrzliwie.

Ironia: Ja Ci coś powiem i posłuchaj mnie uważnie! (ku przerażeniu wszystkich obecnych opuszcza wiecznie uniesioną brew) Stasia wyrzuci cię jeszcze tyle razy, że ci się w głowie zakręci (brew znów rusza ku górze), bo to tak zdecydowana osoba… (brew opada) Stary, spokoju doczekasz się dopiero pod koniec trzeciej klasy gimnazjum, kiedy zmuszona będzie składać papiery do liceum, a tak, to nie łudź się, że pójdzie na mat-fiza. To, że tu jesteś, to na pewno tylko chwilowa de….

Okularnik zostaje wypchnięty z pokoju przez Siłę Wyższą

Ironia: No właśnie. Do zobaczenia.  

Cały pokój zanosi się chichotem. Po chwili przydreptuje do niego zagubiona przybłęda pokropiona solidnie atramentem – Human.

Ironia: O rzesz, kto by się tu tego spodzieeewał (ziewa).

Human (płacze): Ja tak tu chcę być, chlip, ale ona mnie cciągle wywala, a ja chcę pisać, chcę pójść do tego Platera i i uczyć się o tych wszysstkich pisarzach, ale ale ale, kto by doceniał ów kierunek! Zawsze jak tu wchodzę, to dopada mnie ten Zwątpienie i szepcze mi bezustannie „skończysz w McDonaldzie i tyle z ciebie będzie”, a ja chcę po prostu piiiisać! (łka)

Z tłumu wyłania się Zwątpienie. Ma wredną twarz, której nigdy nie opuszcza złośliwy uśmieszek.

Zwątpienie (do Humana): I co? Znów ty tutaj? McDonalda ci się zachciało?! Przecież Stasia pisać nie umie, niedojdo!

Pokój wypełnia donośny płacz. Do Zwątpienia podbiega Uniesienie w białej szacie i zakręcony Romantyzm.

Uniesienie: Och, i trudno, że skończy w McDonaldzie! W życiu nie o to chodzi! Trzeba pruć przed siebie, spełniać marzenia, nawet jeśli grozi to graniem na instrumencie pod mostem! Uff… Wy nic nie rozumiecie! Żyje się raz tylko. Stasia się przyłoży, będzie uczyć się jak szalona historii, będzie pisać i pisać, może jakoś zwiąże koniec z końcem! Nie wolno być materialistą, konsumpcjonistą, myśleć tylko o pieniądzach.

Romantyzm (w którym podkochują się wszystkie uczucianki zebrane w pokoju. Przystojny, ach przystojny jest on, jednak do szaleństwa zakochany w Stanisławie No co, czemu by nie dodać sobie adoratora? Romantycznego adoratora! ^^): Dziewczyna napisze książkę, ktoś może naskrobie do niej jaką odę. Nie, ody nikt do niej nie napisze! Stasia jest mooooja!

Ironia: Acha, uspokój się! (Zazdrosna o Romantyzm)

Romantyzm: Dziewczyna poruszy jakieś historyczne problemy, zakocha się jeszcze bardziej w w swoim języku. Będzie siedzieć w bibliotece zakopana książkami, a może podejmie pracę w bibliotece, ile możliwości!

Zwątpienie: Bibliotekarki często zarabiają poniżej średniej krajowej. Jak będzie tak mało zarabiać, to rodziny nie utrzyma, jej dzieci będą chodzić głodne… Pomyślcie o tych smutnych maluchach!

Romantyzm: Szczęścia nie mierzy się pieniędzmi!

Nagle wszyscy kulą się z bolesnym grymasem na twarzy. Na środku pokoju stoi Wstyd i piszczy donośnie.

Wstyd: A!!! Dlaczego nie mogę się zakopać?! Dajcie mi jakąś łopatę! No, szybko! Znowu zrobiła z siebie pośmiewisko, niech lepiej chodzi z torbą na głowie, żeby nikt na nią nie patrzył! Ale wstyd, ale wstyd!

Ironia: Co tym razem? (szeptem) Zero dystansu do siebie…

Wstyd: Nie zamierzam o tym mówić! Brrr… Albo nie, może zrobi mi się lżej jak się wygadam?

Użalanie się nad sobą (wiecznie podkrążone oczy): Mów, chłopie
.
Wstyd: Znowu dostała słowotoku przed polonistką. Brrr… Co ona sobie teraz o niej myśli?! Dajcie mi łopatę! Stasia powiedziała o tym serialu, kursie i wszystkim. A to przez to dociekliwe spojrzenie polonistki, ech!

Podziw: Bo ta polonistka jest mistrzem! Lepszej nie ma, oj nie.

O dziwo wszyscy potakują, mrucząc „oł je”, a w tym samym czasie przez drzwi wślizguję się bardzo cicha postać i wykonuje mistyczne znaki rękami – A Co Pójdę Na Kurs Języka Migowego.

A Co Pójdę Na Kurs Języka Migowego: Stasia będzie może za dwa lata tłumaczem na mszy! (wszystko ślicznie wymigane, oprócz „mszy”. Tutaj istota wykonuje znak „kościół).

Zwątpienie: I tak nie wiem, po co jej ta umiejętność! Zmykaj, A Co Pójdę Na Kurs Języka Migowego!

Ironia: Jakby nie miała, co z czasem robić. Może jeszcze zapisze się na jeszcze jeden kurs, hm? (brew osiąga apogeum wysokości)

Nagle (coś dużo „nagle” w tej historii) zrywa się porywisty wiatr. Biblioteka Radosnego Człowieka z płaczem przytrzymuje się framugi Wyjściowych Drzwi.

Biblioteka Radosnego Człowieka: Żegnajcie! Nie jestem już potrzebna! (jej pomarańczowa kurteczka z literą „b” dramatycznie powiewa na wietrze)

Zwątpienie i Stanowczość oraz Samokrytyka: Zmykaj stąd, tylko zabierasz czas, przez ciebie wysychają Stasi oczy, zbyt często sprawdza pocztę. Może pisać dla siebie, a nie dla ciebie. Tfu!

Sentymenty (urocza zgraja skaczących kulek): O nieeee!

Biblioteka Radosnego Człowieka zooostajjje wessana przez Wyjściowe Drzwi.

Romantyzm: Ach to przemijanie! Jest jak ryż! Był ryż i ryżu nie ma…

Tłum Uczucianek (w tym nawet Ironia) wzdycha z rozmarzeniem. Na scenę wkracza Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa.

Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa: Nno, tup tup, nie mogę przestać ttupać, ttupać! A pani z orkiestry ciągle tylko krzyczy „nie tup, Stasia, mylisz orkiestrę”, a ja sobie ttupię ttupię, bo tto lubię! To jakiś tikk tup tup nerrwowy! Stuk puk stuk puk. Mettrum trzy czwarrrte. Stuk puk stuk puk. Oj, znowu zapomniałam, że nie wolno tupać, pani patrzy na Stasię na wpół rozbawiona na wpół poddenerwowana. Aj, aj, Stasia uśmiecha się przepraszającoUghhh…

Stopa ucieka. Po pięciu minutach znów się pojawia.

Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa: No nnie, znów mi się zapomniało.

Stopa ucieka. I wraca.

Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa: Oj, pani osiąga appoggeummm poddenerwowwannia!

Zrezygnowanie (niskie, płaskie, płaczące, nijakie): Nie zwracajcie na tą Stopę uwagi, ech! Po co Stasia chodzi na tą orkiesrtę?!

Przez szparę od Drzwi na maleńkich nóżkach przeciskają się mangi.

Euforia: Mangi są cool! Przeczytała 16 części!

Mangi  tajniacko wychodzą sobie Drzwiami Wyjściowymi. Słychać chlupot wody w butach Ponurego Głosu.

Ponury Głos: Mangi nie są cool.

Ironia: Matko… Gdzie ja mieszkam. 

Wśród werbli i fanfarów wkracza Plastyk (uwalony farbami, że ho!), wypychając Humana za Wyjściowe Drzwi.

Plastyk: Stasia będzie arrrtystą!

Zwątpienie: McDonald! To kierunek BEZ PRZYSZŁOŚCI! Czy Stasia w ogóle potrafi rysować?

Plastyk: No, potrafi Ekhem, to on jest tego taki pewny! Ja nie. Trzeba było jeszcze do sztuki wtrącić Niezdecydowanie xD! Jestem wspaniałym kierunkiem – takim arrrtystycznym! I nie poddam się! Bezpieczniejszy jestem ja od Humana (zza Drzwi Wyjściowych wypływa łkanie Humana), bo mniej osób tam startuje oł je!

Zwątpienie: Bzdury pleciesz, a jak Stasi się znudzi chlapanie farbkami?

Plastyk: Dlatego poszła na bezpłatne zajęcia, żeby się przekonać, oł je!

Ironia: Ech, inteligentnie, naprawdę!

Plastyk: Czuję się taki niedoceniany!

Kurtyna powoli opada, bo obserwatorzy rzucają w aktorów pomidorami  (i w didaskalia!). W ostatniej chwili, tuż przed wystrzałem kolorowych fajerwerków do pokoju wchodzi Biblioteka Radosnego Człowieka.

Biblioteka Radosnego Człowieka: Gdzie jest Drugi Stopień Szkoły Muzycznej? Już opuścił ten pokój?
KONIEC!
(i pozdrowienia dla czytelników!)