29 sierpnia 2016

Rozmyślania pewnej Judytki nad Judytkowatością

No dobrze, kochani.
Postanowiłam ograniczyć się do krótszych form, bo do dłuższych nie mam cierpliwości. 
A taki maleństwa pisze się niezwykle miło.
Nie wiem czy ten twór przypadnie Wam do gustu (może nie). Nie wiem czy go też zrozumiecie, bo często nieświadomie zatapiam się w skrótach myślowych  rozumianych przez bliskich, ale przez resztę świata - nie. A to bliscy mnie recenzują, zanim odważę się coś tu wkleić. Wszelkie zastrzeżenia zgłaszać więc do potworka zwanego Gollumem.  On tutaj jest wszechobecny i z pewnością wszelkie zażalenia trafią do jego wrażliwych uszu. 
Kochani, to były najzacniejsze wakacje w moim życiu. Cieszmy się wspólnie!

Rozmyślania pewnej Judytki nad Judytkowatością


Ale wiecie, bo to jest Judytka.
Po prostu Judytka.
Judytka i tyle.
Bo Judytki takie są.
I tylko Judytki tak potrafią.
Ogólnie rzecz biorąc, Judytka.
Dla Judytki sprawa nie była jednak taka prosta. Judytka chciała wiedzieć, co to znaczy być Judytką i dlaczego to, że jest Judytką, wszystko wyjaśnia. Czy Judytką jest ten,  kto nałogowo tłucze szklanki? Nie, przecież szklanki już takie są. Tłukliwe. Każdy może doprowadzić naczynie do dywaniku błyszczących szkiełek i nikt nie mówi, że to przez jego tomkowość, tosiowatość, pawłowatość trzeba wodę pić z gwinta.
A może bycie Judytką to gubienie wszystkiego? Nie. Używanie zdrobnień? To głupie. Nadczynność stóp, które unoszą się hen wysoko, gdy ich właścicielka się ekscytuje? Bez sensu.
Podrapała się po uchu, które nagle ją zaswędziało.
Co ludzie mają na myśli, mówiąc, że jest po prostu Judytką?
Chyba znała odpowiedź, ale ta bardzo jej się nie podobała, bo wszystko bezlitośnie spłaszczała. I odbiegała od prawdy.
Istniało niebezpieczeństwo, że Judytkowatość równała się Niewinnemu Dziewczęciu W Ogrodniczkach. Esencji Dobroci O Słodziutkim Głosiku. Istocie Zespawanej Z Różowymi Okularami Która Przynosi Światu Pokój. Ble. Judytka nie mogła być tym czymś i z pewnością tym czymś nie była. Judytka to człowiek i chciałaby, żeby inni wzięli to pod uwagę. Człowiek.
Głęboki oddech i powolne wypuszczanie powietrza.
Była głupia.
Roztrząsanie się nad tym, że wszyscy chcą się nią opiekować, że otoczenie niekoniecznie bierze ja na poważnie, że automatycznie staje się słodziuchną maskotką otoczenia było głupie. I przepoczwarzanie się, by to zmienić, też było głupie.
Z politowaniem przyjrzała się swojemu odbiciu w szybie.
Haha, dobrze wiesz, kochana, co cię w tym boli! – drwiła sama z siebie.
Ano wiedziała.
Bo szansę, że jakiś młodzian zakocha się w takim Maleństwie były bliskie zeru. I tak oto wszystko sprowadzało się do rozchwiania emocjonalnego związanego z…
Przełknęła ślinę.
Z męką prawdziwą, jaką jest „okres dojrzewania”.
Czoło Judytki niespodziewanie zderzyło się z oknem, ściągając na siebie spojrzenia pasażerów autobusu. Czuła się beznadziejnie z tym, że działa według schematu, jak i z tym, że nie chce według schematu działać, jak każdy zbuntowany nastolatek. Masakra.
Utkwiła wzrok w siedzącym naprzeciwko mężczyźnie. Wyglądał na rozzłoszczonego, zniecierpliwionego, znie-sma-czo-nego, z m a r t w i o n e g o, zirytowan -ego. Ego. Ego. Ego. Ego. Uśmiechnęła się. Chyba o to właśnie chodziło. O ego. Jej jakże „głębokie” przemyślenia kręciły się wokół tego jednego słowa i to ono było przyczyną jej przygnębienia.
Chciała mieć jakiegoś biedaka, co by ją kochał.
Tymczasem nie chodziło o to by być kochanym, ale żeby kochać! Juhu! Tak! Cudnie! Finito! Tyle, że… fajnie by było się do kogoś przytulić.
Czoło znowu zderzyło się z szybą.
No cóż.
Judytka postanowiła, że przestanie myśleć, bo jej głupota ją dobija.
Koniec


Mam nadzieję, że nie wyszło górnolotnie, bo górnolotnie być nie miało - w żadnym razie. Chciałam Was nawet rozbawić, ale coś czuję, że mogło nie wyjść. Zresztą... Czy ktoś zrozumiał cokolwiek? Nie? 
No cóż. Human ze mnie marny.  Ale pisać lubię. 
Pozdrawiam serdecznie:
Stasia

14 sierpnia 2016

Pluskam się w starociach, a Wy razem ze mną!

GOSPODYNIE WIEJSKIE!
Od chwili oswojenia bydła rogatego minęły tysiące lat. W rozwoju dziejowym wszędzie występuje niesłychany postęp. Socha ustąpiła miejsca pługowi coraz częściej traktorowemu, pralka skutecznie wypiera balię, nie do pomyślenia byłyby obecne czasy bez kolei, samochodów, samolotów bez radia, telefonów, telewizorów, a co zmieniło się w sposobie uzyskiwania mleka? Jedynie wiadro blaszane zastąpiło drewniany skopek! Ręce Wasze, Waszych matek i ich niezliczonych poprzedniczek wyciskały i wyciskają mleko z wymion krowich! Ale czy muszą? Nie! Możecie uwolnić się od tego codziennego znoju, instalując
DOJARKĘ MECHANICZNĄ "ŚWIT" LUB "ZORZA"


To jest tak mega sympatyczne potaplać się chwilkę w latach sześćdziesiątych. Poznać tamte czasy od takiej codziennej strony, od strony zwyczajnej kobiety pracującej. Ostatnio w moje łapki trafił pożółkły "Kalendarz przyjaciółki" z 1967 roku, choć myślę, że słowo "kalendarz" jest z lekka na wyrost. Sam kalendarz zajmuje dwanaście stron, a pozostałe 178 to różnego rodzaju porady, reklamy, felietony.
Wertując ów papierowy antyk pracioci, poczułam się dziwnie nie na miejscu. Jak krytyk, który jest ponad wszystko. Jak matka pobłażliwa patrząca na poczynania synka. Dzisiaj pisze się już inaczej. Porzucono specyficzną, grzecznościową woalkę i liczne zdrobnienia. Szkoda...

NIM ZAŚNIESZ 
(...)
Jeśli nie umyłaś się dokładnie, będziesz źle spała. Najlepszy sen zapewnia prysznic, choćby ze zwykłej konewki - średnio ciepłą wodą. 


GRZECZNOŚĆ NA CO DZIEŃ
(...)
Czy można panią prosić?
Chcąc zatańczyć, stajesz przed upatrzoną kobietą, kłaniasz się grzecznie i pytasz: "Czy można panią prosić?"



Kiedyś stawano "przed upatrzoną kobietą", myto się przy użyciu konewki, pisano instrukcje jak wychować dziecko, by na następnej stronie objaśniać jak kroi się drób, poświęcano kilka stron na zasadach dobrego wychowania, które dzisiaj wychodzą z użytku, pisano o wywabianiu pleśni i chorobach wenerycznych.
Chyba mogę już zostać matką. Wiem już wszystko. Gdy moje dziecko dozna wstrząśnienia mózgu i zacznie zachowywać się agresywnie, nie będę bezradna, bo... "Kalendarz przyjaciółki" przygotował mnie i do tego!
Tak, drogie Panie (i Panowie?), oto świat rzucił nam koło ratunkowe w postaci pożółkłego kalendarzyku.
No dobrze, teraz to się troszkę wygłupiam, ale to przedpotopowe dzieło ma w sobie naprawdę coś ujmującego. Jak gdyby stworzone przez jakieś podziemne bractwo kobiet, ku ułatwienia życiu rzeczy niewiast! Ale zmieniam już temat, bo Twoje opadające powieki nie są bynajmniej oznaką zaciekawienia.
Kilka dni temu miałam przyjemność przeglądać stare, rodzinne albumy. Było tam tyle genialnych zdjęć, dziwacznych min i rozbrajających sytuacji, że mogłabym otworzyć serię opowiadań inspirowanych tymi właśnie fotografiami. Moją uwagę przykuło jednak w szczególności zdjęcie pewnej krewnej w... stroju kąpielowym. Zaczęłam się troszkę śmiać z tego, jak to się moda pozmieniała. Babcia wzięła ode mnie pożółkłą fotografię i również się uśmiechnęła. "O. Do tej pory bym nie zwróciła uwagi, że w tym stroju jest coś dziwnego. Przecież kiedyś się tak chodziło!". Powiem Wam, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby nadal praktykowano takie kreacje. Było to przynajmniej wygodne! Nie to co dzisiaj...


Czego jeszcze dzisiaj brakuje Stasi oprócz strojów na gumce, porad jak kroić drób i konewek w wannach? Ano... staropolskiego zaśpiewu!
Kiedyś połowa Polaków mówiła tak cieplutko i miękko. Jejku, jakie to było piękne! Kiedy słucham tego starego "gaworzenia" czuję się jakbym wskoczyła w grube, wełniane skarpetki. Cudo!
A oto i umieszczam Wam próbkę tego cudu :)


Pewno większość z Was kojarzy Szczepka i Tońka z piosenki "Tylko we Lwowie". Jak dla mnie obaj są obłędni.
Ale już kończę moją paplaninę (tak jak i wakacje się kończą...)
Czołem!