14 sierpnia 2016

Pluskam się w starociach, a Wy razem ze mną!

GOSPODYNIE WIEJSKIE!
Od chwili oswojenia bydła rogatego minęły tysiące lat. W rozwoju dziejowym wszędzie występuje niesłychany postęp. Socha ustąpiła miejsca pługowi coraz częściej traktorowemu, pralka skutecznie wypiera balię, nie do pomyślenia byłyby obecne czasy bez kolei, samochodów, samolotów bez radia, telefonów, telewizorów, a co zmieniło się w sposobie uzyskiwania mleka? Jedynie wiadro blaszane zastąpiło drewniany skopek! Ręce Wasze, Waszych matek i ich niezliczonych poprzedniczek wyciskały i wyciskają mleko z wymion krowich! Ale czy muszą? Nie! Możecie uwolnić się od tego codziennego znoju, instalując
DOJARKĘ MECHANICZNĄ "ŚWIT" LUB "ZORZA"


To jest tak mega sympatyczne potaplać się chwilkę w latach sześćdziesiątych. Poznać tamte czasy od takiej codziennej strony, od strony zwyczajnej kobiety pracującej. Ostatnio w moje łapki trafił pożółkły "Kalendarz przyjaciółki" z 1967 roku, choć myślę, że słowo "kalendarz" jest z lekka na wyrost. Sam kalendarz zajmuje dwanaście stron, a pozostałe 178 to różnego rodzaju porady, reklamy, felietony.
Wertując ów papierowy antyk pracioci, poczułam się dziwnie nie na miejscu. Jak krytyk, który jest ponad wszystko. Jak matka pobłażliwa patrząca na poczynania synka. Dzisiaj pisze się już inaczej. Porzucono specyficzną, grzecznościową woalkę i liczne zdrobnienia. Szkoda...

NIM ZAŚNIESZ 
(...)
Jeśli nie umyłaś się dokładnie, będziesz źle spała. Najlepszy sen zapewnia prysznic, choćby ze zwykłej konewki - średnio ciepłą wodą. 


GRZECZNOŚĆ NA CO DZIEŃ
(...)
Czy można panią prosić?
Chcąc zatańczyć, stajesz przed upatrzoną kobietą, kłaniasz się grzecznie i pytasz: "Czy można panią prosić?"



Kiedyś stawano "przed upatrzoną kobietą", myto się przy użyciu konewki, pisano instrukcje jak wychować dziecko, by na następnej stronie objaśniać jak kroi się drób, poświęcano kilka stron na zasadach dobrego wychowania, które dzisiaj wychodzą z użytku, pisano o wywabianiu pleśni i chorobach wenerycznych.
Chyba mogę już zostać matką. Wiem już wszystko. Gdy moje dziecko dozna wstrząśnienia mózgu i zacznie zachowywać się agresywnie, nie będę bezradna, bo... "Kalendarz przyjaciółki" przygotował mnie i do tego!
Tak, drogie Panie (i Panowie?), oto świat rzucił nam koło ratunkowe w postaci pożółkłego kalendarzyku.
No dobrze, teraz to się troszkę wygłupiam, ale to przedpotopowe dzieło ma w sobie naprawdę coś ujmującego. Jak gdyby stworzone przez jakieś podziemne bractwo kobiet, ku ułatwienia życiu rzeczy niewiast! Ale zmieniam już temat, bo Twoje opadające powieki nie są bynajmniej oznaką zaciekawienia.
Kilka dni temu miałam przyjemność przeglądać stare, rodzinne albumy. Było tam tyle genialnych zdjęć, dziwacznych min i rozbrajających sytuacji, że mogłabym otworzyć serię opowiadań inspirowanych tymi właśnie fotografiami. Moją uwagę przykuło jednak w szczególności zdjęcie pewnej krewnej w... stroju kąpielowym. Zaczęłam się troszkę śmiać z tego, jak to się moda pozmieniała. Babcia wzięła ode mnie pożółkłą fotografię i również się uśmiechnęła. "O. Do tej pory bym nie zwróciła uwagi, że w tym stroju jest coś dziwnego. Przecież kiedyś się tak chodziło!". Powiem Wam, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby nadal praktykowano takie kreacje. Było to przynajmniej wygodne! Nie to co dzisiaj...


Czego jeszcze dzisiaj brakuje Stasi oprócz strojów na gumce, porad jak kroić drób i konewek w wannach? Ano... staropolskiego zaśpiewu!
Kiedyś połowa Polaków mówiła tak cieplutko i miękko. Jejku, jakie to było piękne! Kiedy słucham tego starego "gaworzenia" czuję się jakbym wskoczyła w grube, wełniane skarpetki. Cudo!
A oto i umieszczam Wam próbkę tego cudu :)


Pewno większość z Was kojarzy Szczepka i Tońka z piosenki "Tylko we Lwowie". Jak dla mnie obaj są obłędni.
Ale już kończę moją paplaninę (tak jak i wakacje się kończą...)
Czołem!

5 komentarzy:

  1. Tak, uwielbiam ten kresowy zaśpiew :D Zawsze chciałam usłyszeć kiedyś jak mówił Mickiewicz- albo inny człowiek urodzony na Litwie, ale mówiący po polsku z litewskim akcentem. Przed wojną bym łatwo spotkała kogoś takiego, dzisiaj najwyżej mogę posłuchać, jak dziewczyny z Ukrainy sprzedające losy zmiękczają nasz język do niemożliwości ;)
    Ten kalendarz jest niesamowity- nawet nie próbuj go wyrzucać ;) Jestem pewna, że każde muzeum PRL-u szalenie by się z niego ucieszyło. Polska lat 60. wydaje się naprawdę interesująca (fajnie widać ją w filmie "Historia Roja") ale naprawdę nie chciałabym wtedy żyć, o nie, okropnie biedne i paskudne czasy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech żyją dojarki mechaniczne!
    "Wertując ów papierowy antyk pracioci, poczułam się dziwnie nie na miejscu. Jak krytyk, który jest ponad wszystko. Jak matka pobłażliwa patrząca na poczynania synka." Naprawdę dobrze ujęłaś uczucie, które towarzyszy mi często przy lekturze tekstów z PRL-u (nie to, że tak często je czytam, bo nie jest Bukwa jednak na tyle erudytna) albo chociażby oglądaniu peerelowskich filmów. O, czytałam kiedyś na przykład uroczy poradnik "O dziewczętach dla dziewcząt" (pierwsze wydanie w 1967) - i mimo wszystko jest gdzieś to dziwne uczucie, dziwne pobłażanie... Kurczę.
    Ale co do "Kalendarza...", to rzeczywiście wygląda genialnie. Przeczytałabym, oj tak :D
    PRL to ciekawa rzecz (kiedy się patrzy z daleka, oczywiście).
    Z szalonymi pozdrowieniami,
    B.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Zastąpi panią pralka elektryczna" o już się boję. To musiało być ciekawe przeżycie cofnąć się tyle lat wstecz. Polska lat 60 była pełna absurdów, aż trudno sobie wyobrazić, że to co nam się wydaje śmieszne było na porządku dziennym ;) Zazdroszczę Twojemu dziecku, dobrze jest mieć tak wyedukowaną matkę :D
    X

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, ale to musiało być super przeżycie! Też chętnie poczytałabym coś takiego, taka podróż w czasie. A fragmenty brzmią przeuroczo. No i właśnie, to, o czym napisałaś - człowiek nie może powstrzymać się od takiego lekkiego pobłażania. Bo i czasy się zmieniają, bardzo się zmieniają... czasem próbuję sobie wyobrazić, jak Ci ludzie zareagowaliby, gdyby nagle, tak gwałtownie, zostali przeniesieni w inne czasy. Bo gdy zmiany następują stopniowo, to nie ma takiego zdziwienia, ale gdyby kogoś wyrwać bezpośrednio z lat 60 do XXI wieku... ciekawe, jakie byłyby reakcje. Podobnie w drugą stronę:)
    Ja kiedyś czytałam artykuł, w którym cytowano poradnik dla zakochanych z XIX wieku. No i cóż, rady z jednej strony były dość zabawne (było coś o tym, żeby w żadnym wypadku nie robić ,,manipulacji pod obrusem", czy coś w tym stylu), ale niektóre strasznie seksistowskie... no ale co się dziwię, takie czasy.
    Wracając do tematu, chętnie bym przeczytała ten kalendarz, to musi być pouczająca i ujmująca lektura:)
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku, ale fajnie... kurczę, niezmiernie mi szkoda, że większość pamiątek rodzinnych z tamtego czasu gdzieś przepadła, choć podejrzewam, że została wyjątkowo okrutnie zutylizowana, przy wyburzaniu piwnicy- a szkoda, bo może i u mnie znalazły by się i takie perełki. Choć Polska w latach sześćdziesiątych to nie było miejsce mlekiem i miodem płynące, to mimo wszystko bardzo, miały one w sobie coś takiego - z jednej strony zabawnego, a zarazem smutnego z całym swoim inwentarzem absurdów i tym charakterystycznym folklorem, co teraz sprawia, ze te pamiątki ogląda się z fascynacją i tak jak powiedziałaś pobłażaniem, bo przez te kilkadziesiąt lat tyle się zmieniło...
    Pozdrawiam Ż.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku,
Jeśli masz choć trochę siły po tak wyczerpującej notce napisać komentarz, zrób to, bo sprawisz tym niewymowną radość autorce.