27 grudnia 2016

Ano, jestem

Witajcie, kochani!
Wiem, że długo mnie tutaj nie było, ale, ha, nie zamierzam się tłumaczyć. To, że opuściłam ów kąt, znaczy chyba, że poświęciłam czas na rzeczy ważniejsze! A z tego mogę być dumna. Z tego, że leniuchowałam, też mogę być. Bo odpoczynek ważna rzecz.
Ale jestem.
No, jestem.
Przytachałam ze sobą słowa mojej patronki, co by zastąpiły życzenia świąteczne I noworoczne, o!


Wtedy jest Boże Narodzenie

Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata 
i wyciągasz do niego ręce, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, 
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom", 
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,
zawsze wtedy
jest Boże Narodzenie

Matka Teresa





To co? Trzymajcie się!
Stasia

3 października 2016

Z serii biedne życie Niedoszłego Plastyka

Niedoszły Plastyk nie wstaje, rozkosznie się przeciągając. Niedoszły Plastyk nie wyłącza budzika. Niedoszły Plastyk nerwowo podrywa głowę i w niepewnych ciemnościach stawia stopy na zimnej podłodze. Niedoszły Plastyk nie udaje się do kuchni, by w akompaniamencie szumiących rur rozkoszować się gorącą herbatą. Niedoszły Plastyk dopada łazienki i oślepia się rażąco białym światłem żarówki. Niedoszły Plastyk próbuje zrozumieć, dlaczego nie leży w cieplutkim łóżeczku. Niedoszły Plastyk co chwilę zerka na zegarek.
5:30
5:40
5:50
Gdy Słońce nieśmiało wynurza się zza bloków, on już tam jest. Czeka sobie spokojnie oparty o blaszaną wiatę i przygląda się obłoczkom pary ulatującym z jego świeżo wyszczotkowanej paszczęki. Nadjeżdża autobus. Niedoszły Plastyk podskakuje. Próbuje równocześnie założyć napakowany plecak, wyciągnąć z kieszeni elektroniczny bilet i zmieścić się z swoją dwumetrową teczką w drzwiach. Na ogół wychodzi to, jak wychodzi. Dziesiątki par zmęczonych oczu przygląda mu się z niechęcią. Teczka nie szczędzi kuksańców za te spojrzenia.
„Przepraszam”.
„Pardon”
„Ojej, przepraszam”
„Aj, nic się pani nie stało?”
Niedoszły Plastyk nie potrafi usiąść z gracją. Albo z godnością. Niedoszły Plastyk musi wywrócić lud, który stoi mu na drodze, zaklinować się w przejściu, wywinąć koziołka na zakręcie, by w finale ciężko i niezdarnie opaść na krzesełko. O ile takowe upoluje. Sąsiad przyciśnięty do okna odsuwa się dyskretnie, kiedy Niedoszły Plastyk wyciska siódme poty, by postawić teczkę w stabilnej pozycji. Niedoszły Plastyk stara się cichaczem wyjąc książkę z plecaka.
Książka ląduje na ziemi.
Plecak.
I teczka.
Niedoszły Plastyk mówi „przepraszam”. 
Przepraszam.
Przepraszam.
Przepraszam.
  
Powyższy twór (z serii - biedne życie Niedoszłego Plastyka) zainspirowany słowami Pani Koleżanki z Klasy:
"Kiedy uda mi się z tą teczką godnie i z gracją dotrzeć do Plastyka, to będzie znak, że jestem tym Plastykiem"
Póki co, żadne z naszej skromnej załogi nim nie jest. Zdecydowanie.

Pozdrawiam cieplutko:
I pamiętajcie (jak powiedział to Nasz Pan Polonista, który być może kogoś cytował) - Artystą się nie jest, artystą się bywa, bo inaczej nikt by z nami nie wytrzymał.

29 sierpnia 2016

Rozmyślania pewnej Judytki nad Judytkowatością

No dobrze, kochani.
Postanowiłam ograniczyć się do krótszych form, bo do dłuższych nie mam cierpliwości. 
A taki maleństwa pisze się niezwykle miło.
Nie wiem czy ten twór przypadnie Wam do gustu (może nie). Nie wiem czy go też zrozumiecie, bo często nieświadomie zatapiam się w skrótach myślowych  rozumianych przez bliskich, ale przez resztę świata - nie. A to bliscy mnie recenzują, zanim odważę się coś tu wkleić. Wszelkie zastrzeżenia zgłaszać więc do potworka zwanego Gollumem.  On tutaj jest wszechobecny i z pewnością wszelkie zażalenia trafią do jego wrażliwych uszu. 
Kochani, to były najzacniejsze wakacje w moim życiu. Cieszmy się wspólnie!

Rozmyślania pewnej Judytki nad Judytkowatością


Ale wiecie, bo to jest Judytka.
Po prostu Judytka.
Judytka i tyle.
Bo Judytki takie są.
I tylko Judytki tak potrafią.
Ogólnie rzecz biorąc, Judytka.
Dla Judytki sprawa nie była jednak taka prosta. Judytka chciała wiedzieć, co to znaczy być Judytką i dlaczego to, że jest Judytką, wszystko wyjaśnia. Czy Judytką jest ten,  kto nałogowo tłucze szklanki? Nie, przecież szklanki już takie są. Tłukliwe. Każdy może doprowadzić naczynie do dywaniku błyszczących szkiełek i nikt nie mówi, że to przez jego tomkowość, tosiowatość, pawłowatość trzeba wodę pić z gwinta.
A może bycie Judytką to gubienie wszystkiego? Nie. Używanie zdrobnień? To głupie. Nadczynność stóp, które unoszą się hen wysoko, gdy ich właścicielka się ekscytuje? Bez sensu.
Podrapała się po uchu, które nagle ją zaswędziało.
Co ludzie mają na myśli, mówiąc, że jest po prostu Judytką?
Chyba znała odpowiedź, ale ta bardzo jej się nie podobała, bo wszystko bezlitośnie spłaszczała. I odbiegała od prawdy.
Istniało niebezpieczeństwo, że Judytkowatość równała się Niewinnemu Dziewczęciu W Ogrodniczkach. Esencji Dobroci O Słodziutkim Głosiku. Istocie Zespawanej Z Różowymi Okularami Która Przynosi Światu Pokój. Ble. Judytka nie mogła być tym czymś i z pewnością tym czymś nie była. Judytka to człowiek i chciałaby, żeby inni wzięli to pod uwagę. Człowiek.
Głęboki oddech i powolne wypuszczanie powietrza.
Była głupia.
Roztrząsanie się nad tym, że wszyscy chcą się nią opiekować, że otoczenie niekoniecznie bierze ja na poważnie, że automatycznie staje się słodziuchną maskotką otoczenia było głupie. I przepoczwarzanie się, by to zmienić, też było głupie.
Z politowaniem przyjrzała się swojemu odbiciu w szybie.
Haha, dobrze wiesz, kochana, co cię w tym boli! – drwiła sama z siebie.
Ano wiedziała.
Bo szansę, że jakiś młodzian zakocha się w takim Maleństwie były bliskie zeru. I tak oto wszystko sprowadzało się do rozchwiania emocjonalnego związanego z…
Przełknęła ślinę.
Z męką prawdziwą, jaką jest „okres dojrzewania”.
Czoło Judytki niespodziewanie zderzyło się z oknem, ściągając na siebie spojrzenia pasażerów autobusu. Czuła się beznadziejnie z tym, że działa według schematu, jak i z tym, że nie chce według schematu działać, jak każdy zbuntowany nastolatek. Masakra.
Utkwiła wzrok w siedzącym naprzeciwko mężczyźnie. Wyglądał na rozzłoszczonego, zniecierpliwionego, znie-sma-czo-nego, z m a r t w i o n e g o, zirytowan -ego. Ego. Ego. Ego. Ego. Uśmiechnęła się. Chyba o to właśnie chodziło. O ego. Jej jakże „głębokie” przemyślenia kręciły się wokół tego jednego słowa i to ono było przyczyną jej przygnębienia.
Chciała mieć jakiegoś biedaka, co by ją kochał.
Tymczasem nie chodziło o to by być kochanym, ale żeby kochać! Juhu! Tak! Cudnie! Finito! Tyle, że… fajnie by było się do kogoś przytulić.
Czoło znowu zderzyło się z szybą.
No cóż.
Judytka postanowiła, że przestanie myśleć, bo jej głupota ją dobija.
Koniec


Mam nadzieję, że nie wyszło górnolotnie, bo górnolotnie być nie miało - w żadnym razie. Chciałam Was nawet rozbawić, ale coś czuję, że mogło nie wyjść. Zresztą... Czy ktoś zrozumiał cokolwiek? Nie? 
No cóż. Human ze mnie marny.  Ale pisać lubię. 
Pozdrawiam serdecznie:
Stasia

14 sierpnia 2016

Pluskam się w starociach, a Wy razem ze mną!

GOSPODYNIE WIEJSKIE!
Od chwili oswojenia bydła rogatego minęły tysiące lat. W rozwoju dziejowym wszędzie występuje niesłychany postęp. Socha ustąpiła miejsca pługowi coraz częściej traktorowemu, pralka skutecznie wypiera balię, nie do pomyślenia byłyby obecne czasy bez kolei, samochodów, samolotów bez radia, telefonów, telewizorów, a co zmieniło się w sposobie uzyskiwania mleka? Jedynie wiadro blaszane zastąpiło drewniany skopek! Ręce Wasze, Waszych matek i ich niezliczonych poprzedniczek wyciskały i wyciskają mleko z wymion krowich! Ale czy muszą? Nie! Możecie uwolnić się od tego codziennego znoju, instalując
DOJARKĘ MECHANICZNĄ "ŚWIT" LUB "ZORZA"


To jest tak mega sympatyczne potaplać się chwilkę w latach sześćdziesiątych. Poznać tamte czasy od takiej codziennej strony, od strony zwyczajnej kobiety pracującej. Ostatnio w moje łapki trafił pożółkły "Kalendarz przyjaciółki" z 1967 roku, choć myślę, że słowo "kalendarz" jest z lekka na wyrost. Sam kalendarz zajmuje dwanaście stron, a pozostałe 178 to różnego rodzaju porady, reklamy, felietony.
Wertując ów papierowy antyk pracioci, poczułam się dziwnie nie na miejscu. Jak krytyk, który jest ponad wszystko. Jak matka pobłażliwa patrząca na poczynania synka. Dzisiaj pisze się już inaczej. Porzucono specyficzną, grzecznościową woalkę i liczne zdrobnienia. Szkoda...

NIM ZAŚNIESZ 
(...)
Jeśli nie umyłaś się dokładnie, będziesz źle spała. Najlepszy sen zapewnia prysznic, choćby ze zwykłej konewki - średnio ciepłą wodą. 


GRZECZNOŚĆ NA CO DZIEŃ
(...)
Czy można panią prosić?
Chcąc zatańczyć, stajesz przed upatrzoną kobietą, kłaniasz się grzecznie i pytasz: "Czy można panią prosić?"



Kiedyś stawano "przed upatrzoną kobietą", myto się przy użyciu konewki, pisano instrukcje jak wychować dziecko, by na następnej stronie objaśniać jak kroi się drób, poświęcano kilka stron na zasadach dobrego wychowania, które dzisiaj wychodzą z użytku, pisano o wywabianiu pleśni i chorobach wenerycznych.
Chyba mogę już zostać matką. Wiem już wszystko. Gdy moje dziecko dozna wstrząśnienia mózgu i zacznie zachowywać się agresywnie, nie będę bezradna, bo... "Kalendarz przyjaciółki" przygotował mnie i do tego!
Tak, drogie Panie (i Panowie?), oto świat rzucił nam koło ratunkowe w postaci pożółkłego kalendarzyku.
No dobrze, teraz to się troszkę wygłupiam, ale to przedpotopowe dzieło ma w sobie naprawdę coś ujmującego. Jak gdyby stworzone przez jakieś podziemne bractwo kobiet, ku ułatwienia życiu rzeczy niewiast! Ale zmieniam już temat, bo Twoje opadające powieki nie są bynajmniej oznaką zaciekawienia.
Kilka dni temu miałam przyjemność przeglądać stare, rodzinne albumy. Było tam tyle genialnych zdjęć, dziwacznych min i rozbrajających sytuacji, że mogłabym otworzyć serię opowiadań inspirowanych tymi właśnie fotografiami. Moją uwagę przykuło jednak w szczególności zdjęcie pewnej krewnej w... stroju kąpielowym. Zaczęłam się troszkę śmiać z tego, jak to się moda pozmieniała. Babcia wzięła ode mnie pożółkłą fotografię i również się uśmiechnęła. "O. Do tej pory bym nie zwróciła uwagi, że w tym stroju jest coś dziwnego. Przecież kiedyś się tak chodziło!". Powiem Wam, że nie miałabym nic przeciwko, gdyby nadal praktykowano takie kreacje. Było to przynajmniej wygodne! Nie to co dzisiaj...


Czego jeszcze dzisiaj brakuje Stasi oprócz strojów na gumce, porad jak kroić drób i konewek w wannach? Ano... staropolskiego zaśpiewu!
Kiedyś połowa Polaków mówiła tak cieplutko i miękko. Jejku, jakie to było piękne! Kiedy słucham tego starego "gaworzenia" czuję się jakbym wskoczyła w grube, wełniane skarpetki. Cudo!
A oto i umieszczam Wam próbkę tego cudu :)


Pewno większość z Was kojarzy Szczepka i Tońka z piosenki "Tylko we Lwowie". Jak dla mnie obaj są obłędni.
Ale już kończę moją paplaninę (tak jak i wakacje się kończą...)
Czołem!

24 czerwca 2016

Kilka tygodni bycia nikim i nerka jako ucho

Żyję!
Obiecuję, że to już ostatni post o niczym, a następny mieścić będzie w sobie opowiadanie. Puki czegoś nie naskrobię, nie przekroczę progu Biblioteki, umowa stoi? Nie dość, że piszę raz na miesiąc, to jeszcze niczego takiego tutaj od siebie nie daję, ale wybaczcie mnie biednej! Poprawię się!
Dzisiaj oficjalnie ukończyłam gimnazjum i przestałam być gimbusem. 
Było smutno, łzy się polały, nawet panie od dyżurki żegnały nas z płaczem.
Dziwne doświadczenie.
Jeszcze przez miesiąc będę trwać w zawieszeniu, bez żadnego statutu. Bo ani ze mnie gimnazjalista, ani licealistka. Kim więc jestem? Ano Stasią. Dostałam się do Liceum Plastycznego z czego jestem naprawdę dumna, bo miejsc było trzydzieści, a chętnych sześćdziesiąt (hehe, no. Nawet nie pytałam, która jestem na liście, bo mina by mi zrzedła, gdybym dowiedziała się, że trzydziesta. Wolę nie wiedzieć!). Odebrano mi flet poprzeczny, bo jestem też oficjalnie dyplomantką i ukończyłam Państwową Szkołę Muzyczną pierwszego stopnia. Nie wyobrażam sobie życia bez szkoły muzycznej. Zostałam więc, kochani, na lodzie! 
Mam kilka postanowień związanych z ukończeniem gimnazjum, a oto i one:

1. Będę dużo malować i tworzyć - to w miarę oczywiste i nie mogę po prostu się od tego wymigać. Nie chcę nawet się wymigiwać ^^

2. Przestanę czytać młodzieżowe romansidła. Już od kilku miesięcy czuję niechęć do tego gatunku, ostatecznie jednak przekonał mnie Hipis w swoim nowym poście. Otóż, jeśli jestem po części tym, co czytam, to niech nie będą to młodzieżówki! Jasne, na romansidła zawsze znajdę czas, ale wolę, żeby było to "Przeminęło z wiatrem" (swoją drogą, pozycja genialna!) niż "Black ice" czy inne tego typu pozycje.

3. Mniej jeść - no dobrze, jeśli w pobliżu będzie czekolada... małe szanse, że się ustosunkuję...

3. Będę dorywczo, dla siebie grać na flecie.

Są jeszcze inne postanowienia, ale myślę, że te wystarczą! Ostatnimi czasy zaangażowana jestem w pewien literacki projekt z pewną zacną personą i to on pochłonie większość mojej uwagi. Ale kiedy go zakończę, radość będzie wielka, bo współpraca jawi się interesująco!
Miłych wakacji, kochani! Nie utopcie się w lemoniadzie, nie wbijcie sobie szkieł do stóp, uważajcie na pyłki, kebaby w podejrzanych budkach, ale też wyszalejcie się troszkę ;)
Na koniec wrzucam kilka teczkowym prac. Co prawda w ołówku nie wymiatam, ale okupiłam te prace obolałymi stopami i  potem. Wybaczcie za makabryczną jakość zdjęć! (wszystkie poniższe prace w formacie A3 ;) )

Tutaj macie ucho mojej siostry w większej skali. Niektórzy snują tezy, że jest to płód albo nerka.
Interpretacja dowolna.
Kontrabasiści. Tych bardzo przyjemnie mi się smarowało, aczkolwiek ich rączki wyszły...ciekawie.
Butki w fazie rozwoju. Na koniec było jeszcze tło,ale tutaj go nie ma. Moje butki, jeśli
chcielibyście wiedzieć ^^
Moje stopy w wersji trollowej. Miałam nogi w takiej pozycji przez dwie
godziny. Na koniec nie dopływała mi do nich krew.
Ach to poświęcenie dla sztuki!
Stasia zaplatająca warkocz. Stasia bez twarzy, bo leniwa byłam i na twarz
nie miałam ochoty. ekhem. I też raczkuję w portretach. Ucho wygląda na doklejone,
ale można to przemilczeć, prawda?

 Ogólnie prac było dwadzieścia, ale nie będę Was męczyć!



Pozdrawiam cieplutko chłodniutko;
Stasia


12 maja 2016

Tym razem bardziej na poważnie

Młyn, moi mili, to mój tymczasowy dom!
Mak się mieli, mieli od niedzieli do niedzieli, od szkoły do szkoły, egzamin za egzaminem, sprawdzian za sprawdzianem, przystanek za przystankiem, spotkanie za spotkaniem. Aaaa!
Stop, niechże ktoś to zatrzyma! 
Obowiązki zawisły nade mną, czarne posępne kruczyska i kraczą mi nad uchem dzień w dzień. Zaczynam się do nich przyzwyczajać. Z dość energicznego grzywacza stukającego w klawiaturę pod wpływem natchnienia, przeistoczyłam się w zabieganego, trupopodobnego potworka.
KRA KRA KRA KRA KRA KRA 
Nie powinnam jednak narzekać. Co prawda jest masa roboty, z którą trzeba się uporać, dwadzieścia prac do teczki, egzaminy w szkole muzycznej, zakończenie roku szkolnego, a więc tradycyjne "naciąganie" ocen , referaty, konkursy, ale...
Są w tym także ogromne pokłady radości, tłumy przewspaniałych osobników, multum uśmiechów, dziwactw i fajowych sytuacji, wzrastanie duchowo. Po prostu morze zalewającej mnie dobroci! Mogę więc równocześnie narzekać na obolałe pięty i skakać ze szczęścia. Ho ho, nie jest źle, nie jest źle. 
Porzuciłam na jakiś czas moje nędzne gryzipiórstwo, ale nie martwcie się, kiedyś wrócę, a powrót mój będzie wielki! (szkoda tylko, że w okresie inspiracji nie mogę pisać, ech!) 
Jak to było w tym wierszu?
SZARA NAGA JAMA, SZA-RA-NA-GA-JA-MA, SZARANAGAJAMA
Zabrali mi piec, ale jest szara naga jama! Oh, bardzo zacna ta jama, bardzo zacna. 
Ale żeby nie marudzić za dużo, skrócę Wam wszystkie powyższe słowa w jednym fizycznym wzorze:
I = q/t
Natężenie = ilość ładunku : czas

Po prostu natężenie za bardzo wzrosło, bo ładunku za dużo, a czasu za mało. I tyle.
Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie za bardzo. Nie mogę, niestety, nagiąć praw fizyki! Ach, a tyle jest spraw do opisania! Tyle rzeczy, którymi można się ze światem podzielić. Może kiedyś się uda! ^^ 
Tymczasem zostawiam Was z cytatami, które troszkę streszczają moją kilkumiesięczną egzystencję bez blogosfery.

Na pierwszy ogień strofa z przecudownej piosenki Jacka Wójcickiego - człowieka o przepięknym, zachwycającym głosie. Usłyszałam ją na szkolnej akademii i zamarłam na kilka minut. 

Przestańmy własną pieścić się boleścią,
Przestańmy ciągłym lamentem się poić!
Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
Mężom przystoi w milczeniu się zbroić

"Depresje", depresje, "depresje". Coraz więcej moich znajomych wskakuje do głębokich dołów, zalewa się łzami, goryczą i smutkiem i trzeba ich wtedy cierpliwie z tego bagienka wyciągać. W końcu zaczynam podejrzewać, że oni po prostu lubią trwać w takim stanie. Jasne, że jest ciężko, ale trzeba być twardym, prawda? No. Dlatego zachwycam się powyższą strofą. Może i nie znam się na życiu i bagatelizuję problemy, ale czasem trudno nie bagatelizować! (powiedziała Stanisława, człek "mientki") Gdyby ludzkość znalazła sobie w życiu taki prawdziwy cel, byłoby jej łatwiej przetrwać z uśmiechem. Mnie pomaga wiara, choć mam też szczęście do ludzi ^^ No i problemy me są maleńkie. 



Teraz będzie troszkę religijnie, bo i ostatnio dużo czytam takich rzeczy. Może komuś się spodoba, mnie osobiście jakoś tak urzeka ten fragment. Niby nic nadzwyczajnego ani odkrywczego, ale takie to. Ładne. 

Każdego dnia Ojciec składa twoje życie w twoje ręce. Robisz z nim to, co chcesz. Jest twoje. On ci ufa. Czy uczynisz z niego coś prostego, jasnego i prawego?
Daniel Ange Zraniony pasterz

O książce Zofii Kossak Szczuckiej "Z otchłani" miałam napisać osobną notkę, ale poddałam się. Bo co ja mogę też o niej napisać? Nic nadzwyczajnego. A książka ta jest nadzwyczajna. Jest prawdziwa. Jest piękna. Jest STRASZNA. Autorka opisała realia Birkenau, porównała je do czasów współczesnych, oddała całą prawdę o obozach koncentracyjnych. Człowiek więc płakał i nie mógł uwierzyć, że coś takiego miało miejsce. Kurcze. To dzieło jest złotem. Zajmuje każdy zakątek umysłu i zmusza do refleksji. Wydaje mi się, że powinno się o tym czytać, żeby nie zapomnieć. Pani Szczucka (ta, która przeżyła to piekło) powiedziała, że obozy zagłady były "istnym małpim zwierciadłem stosunków panujących w świecie zewnętrznym, ujawniającym wszystkie ich wady i braki". 

Wstyd u kobiety łączy się nadto z poczuciem czystości i godności. Gdy wstyd odebrać, te dwie kardynalne cnoty zanikają same przez się 

Dlaczego Bóg dopuszcza do istnienia lagrów? (...) Dlaczego Bóg na to zezwala? (...) Stawiały to pytanie brzemienne wiekami. Przez ileż stuleci ten sam problem, bolesny jak dola człowiecza, zaprzątał najgenialniejsze umysły ludzkości! (...) Komu starczyło siły, by z serca i z pamięci zbyć samego siebie, kto bezinteresownie szukał prawdy, ten znajdywał odpowiedź prostą, jasną, nieomylną. (...) Zło jest tylko brakiem Dobra. Gdzie nie ma Dobra, dzieje się Zło. (...) Zło to brak Dobra. Dobro - to Bóg. Zło jest tam, gdzie nie ma Boga.
Zło panoszy się po świecie na wskutek wolności człowieczej.

Samotność jest elementem niezbędnym dla dojrzewania duszy. Samotność więc była wykreślana z życia lagrowego. 

Ludzkość zna wiele starych podań i opowieści to o wilczycy, co karmiła porzucone dzieci, to o lwie (...). Wszystkie te podania stwierdzają, że najsroższe bestie zdolne są uszanować świętą niewinność dziecka. W tym stwierdzeniu ukryta jest głęboka prawda: natura uznaje supremację człowieka i przyjmuje ją chętnie zawsze, gdy nie jest on jeszcze obarczony grzechem zawinionym. (...) Dlatego zbrodnia popełniona na niewinnym dziecku jest czymś straszniejszym nad wszystkie inne zbrodnie, jest aktem, przed którym cofają się dzikie zwierzęta. 

No nic.
Cytatów tych jest mnóstwo, najlepiej jednak przeczytać je samemu, dzierżąc książkę w dłoni. Ja nigdy bym jej nie dostała, gdyby nie genialny przewodnik z Muzeum Powstania Warszawskiego, który z niezwykłym przejęciem powiedział:
"Ach, a dzieło Szczuckiej! Ta to dopiero pisała, nie to co dzisiaj. Cudo! Powiem wam, że płakałem, kiedy je czytałem"
Nie chciałam popsuć Wam nastrojów czy też popaść w skrajną górnolotność, wybaczcie mi więc, kochani. Na koniec zacytuję słowa pewnej niezwykłej persony grającej na klarnecie:

Ten niezręczny moment między narodzinami a śmiercią

Słowa wypowiedziane z kpiącym uśmiechem!

Pozdrawiam serdecznie 
Mam nadzieję, że już niedługo uda mi się coś napisać. Tymczasem życzę Wam, abyście przetrwali ten czas ^^

17 marca 2016

"Ten chłód i zimny wiatr wprawiają w melancholię, dlatego witam ciepło wszystkich moich pracowników w ten zimny dzień"

Wiecie...
Miałam napisać dzisiaj opowiadanie.
Bardzo wesołe. I kiedy moje ręka zawisła nad klawiaturą...
Przybyła moja siostra.
I puściła mi półgodzinny film.
Teraz czuję, że świat jest beznadziejny,
I nie dam rady już nic napisać.
A pewnie udałoby mi się to.
Gdyby nie "Opowieści z chłodni".
Ten twór wyssie z was resztki energii.
Jest chory.
Nie wiadomo więc, kiedy coś naskrobię.
Czuję się, jak gdyby została ze mnie tylko ponura skorupka.

To wszystko przez ten film...

Pozdrawiam serdecznie... ekhm...

28 lutego 2016

Ty wywiędły schabku!

Moja duma dostała solidnego kopniaka w kolano, dlatego też tu jestem i nie będę usprawiedliwiać się konkursem z polskiego czy czymkolwiek innym. Bo czy to przypadkiem nie ja obejrzałam dwie części Batmana? No ja... Ech. Od dzisiaj nazywam się Wywiędłym schabkiem i jestem żoną Grabka, kajam się! (ten "wywiędły schabek" to słowa Grabka z "Balladyny", które bardzo zapadły mi w pamięć. Czyż nie emanują geniuszem?)
Chciałabym być osobą, o której w bloggerowej sferze mówi się "systematyczna", "błyskotliwa"... Nikt tak nie mówi. Popadam w rozpacz. Żegnajcie.
Ale zanim w dramatycznym geście utopię się w łyżeczce wody, rozpiszę nominację. Poniższe pytania wymyśliła Pola i bardzo jej za to dziękuję! ^^ Nie przeciągając...


1. Możesz przywrócić jednego martwego bohatera literackiego do życia. Kogo wybierasz?
No cóż, obawiam się, że mogę odpowiedzią na to pytanie doprowadzić kogoś do szewskiej pasji, jako, że za chwilę palnę okraszony łzami rozpaczy spoiler. Jeśli więc ktoś chce przeczytać "Ogniem i mieczem", a jeszcze tego nie zrobił, niech ominie zgrabnie to pytanie. Już? Pozostał tu ktoś żywy? Pozostał, a jakże, bo właśnie wyrwałam z mocnego uścisku śmierci, pana Longinusa Podbipiętę! Co za radość, cóż za szczęście! Ten człowiek już od pierwszych stron podbił moje serducho! Bo wiecie, ja mam maleńką słabość do olbrzymów o sercach baranka...Wyobraźcie sobie tylko postać, która jedną ręką może rozpłatać człowieka na pół od pięt aż po głowę i osadźcie ją w ciasnym, dworskim pokoju, gdzie modli się żarliwie do Boga, by pomógł mu przetrwać wzrok niejakiej maleńkiej damy. Przyrzekł bowiem Panu, że puki nie zetnie jednym ruchem miecza trzech tureckich głów, nie ożeni się. I ściął. Tyle, że zginął... A teraz już żyje i może wziąć ślub (szkoda, że nie ze mną, wielka szkoda ^^). 

2. Twoim zadaniem jest wykorzystać kubek w najbardziej kreatywny sposób, jaki przychodzi Ci do głowy. Co robisz?
K u b e k. Istota obdarzona tylko jednym uchem. Pusta i bezduszna. Symbol niespełnionej miłości. Wnętrza, którego nie można trwale wypełnić. Przedstawiciel rasy poszukiwaczy miłości, przyjaźni, sensu życia. Osób, które chcą napełnić się prawdziwym szczęściem. Em. No więc. Zaparzyłabym zieloną herbatkę w tejże ostoi niespokojnych dusz, wypiłabym ją, a naczynku nadała jakieś ciekawe imię. Zostalibyśmy przyjaciółmi, a każdemu, kto przeżywałby jakieś trudne chwile, mówiłabym "Bądź jak mój kubek Stefan, znajdź herbatę, którą możesz się wypełnić." Ja i mój kubek. Duet wszech czasów. Pewnego dnia Stefan upadłby na podłogę. Pożegnałabym go ze łzami w oczach. Żegnaj. 

3. Jakie jest Twoje ulubione śniadanie?
Bułeczka z masełkiem i świeżym ogórkiem. Chrupiącym ogórkiem. I solą. Biała śmierć nie jest mi straszna!

4. Lądujesz na bezludnej wyspie. O zgrozo, okazuje się, że znajduje się tam również Twój znienawidzony bohater (literacki lub filmowy). Zwracasz się do niego z propozycją współpracy czy walczysz o przetrwanie na własną rękę, ignorując drugiego lokatora wyspy?
Jedna z paskudniejszych osobistości, jakie dane mi było spotkać (za pośrednictwem stron, co prawda) to Zarządca z serii "Ostatni..." pani Silvany de Marii. Takiego potwora jeszcze nie było. Zabójca. Zimny, bezduszny zabójca. Egoista. Człowiek, który gotów był ożenić się z... Brrr. W każdym razie, uciekłabym od niego, nie mogła nań patrzeć, wybudowałabym łódź albo uschła z pragnienia. Byleby z dala od NIEGO! Chyba, że zakradłby się pod osłoną nocy do miejsca mojego spoczynku (zgaduję, że byłby to piach. Szałasu raczej bym nie zbudowała), zacisnął swoje splamione krwią ręce na mojej szyi i. No cóż. Pomóc bym mu nie pomogła!

5. Wyobraź sobie, że nie znasz znaczenia słowa ,,podróż". Spróbuj na podstawie samego brzmienia wymyślić, co mogłoby oznaczać.
[podrósz] - chwyć towarzysza za pięty. Może jest to jakaś tajna technika ninja? A może sposób pertraktacji? Chyba, że to metoda na sparaliżowanie przeciwnika... A może kiedyś było to okazanie sympatii? W każdym razie brzmi, jakbym musiała kogoś " pod ruszyć", więc pewnie "pod" oznacza "pod stopą", a ruszyć, to po prostu ruszyć. 
Chyba, że [-rósz] to r ó ż czyli liczba mnoga od róży. I podróż to stara tradycja okrywania się płatkami róż. A może to synonim od wzięcia ślubu? Wiecie, kiedy para młodych wychodzi z kościoła obstrzeliwana ze wszystkich stron kwieciem. Istnieje też możliwość, jakoby to był po prostu sakrament małżeństwa. Podróż. 
Być może wróżki zamiast "okrywać się kołderką", jaką jest czerwony płatek, "podróżują"? ^^ 

6. Jedno z Twoich dziecięcych marzeń może się spełnić. Jakie marzenie by to było?
Żebym została ilustratorką książek. To marzenie znów powróciło, więc mogłoby się spełnić, a co!

7. Napisz krótki wiersz (rymowany, biały lub haiku) o leniwcach.

Oto przedstawiam państwu bardzo inteligentny wiersz...

Leniwcu,
Miłości moja,
Pod drzewem twym kona,
przebrzydła matrona.

Leniwcu,
Miłości moja,
Pod drzewem twym kona,
ona.

Kobieta ta chciała,
by ludzkość wiedziała,
żeś zwierz  jest chroniony,
i trzeba mamony
by mandat zapłacić,
Gdy cię kto ruszy.

Lecz ja gdzieś miałam
jej przykazania.
Strzelba w ruch poszła,
szybko to zniosła.
A teraz leży
i chyba nie wierzy,
że w tak pięknej sprawie
skończyła w trawie.

Leniwcu,
miłości moja
zabawa skończona.

Lecz ten mnie nie słucha
I śpi, burczymucha.

Wstawaj!

Śpi.

Futra nie będzie.

8. Podaj swój ulubiony cytat z piosenki

Ostatnio na okrągło nucę piosenkę Kaczmarskiego "Źródło". Jest w niej coś naprawdę urzekającego, powiedziałabym nawet - wzruszającego, co chwyta za serce. Pójdę więc tym tropem, a może coś mądrego wykombinuję. Zresztą Kaczmarski to mądry człowiek i mogę być spokojna o jego twórczość (przynajmniej o tą popularną część jego twórczości ^^). 
"Groty w skałach wypłucze,
Żyły złote odkryje -
Bo źródło
Bo źródło
Wciąż bije."
No cóż, chyba nie ma to sensu, gdy człowiek nie wgłębi się w całość. Zachęcam więc, byście odsłuchali i ocenili:



9. Wolałabyś być hakerem czy włamywaczem?

Do żadnej z tych rzeczy nie posiadam talentu i chyba nie chciałabym nawet posiadać. Wybrałabym jednak hakerowanie, bo można spełniać się w tej roli przy herbatce, w akompaniamencie jakiejś dobrej muzyki. 

10. Musisz wydać sto milionów złotych w tydzień (jeśli tego nie zrobisz, to je stracisz). Co robisz?

Kupuję mieszkanie lub dom. 
Farby i inne plastyczne rzeczółki.
Tablet graficzny.
Książki.
Skaner.
Flet poprzeczny.
Niezniszczalne buty.
Pralkę do domu (ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że nie wiem, co bym zrobiła, gdybym po kupnie mieszkania, nie miała funduszy na pralkę)
Cała rodzina spisałaby mi listę życzeń.
Może jakiś cel charytatywny? (ojej. Niech czytelnicy pomyślą, że jestem taka dobra, no!) 
Jak dla mnie to zbyt niebotyczna suma, brrr...

11. Jaka jest Twoja ulubiona przyprawa?
Cyyynaaamoooon!

Pozdrawiam serdecznie!

3 stycznia 2016

Jak miło popływać sobie w szklance herbaty!


Witam, cześć i czołem!
Czyżbyście zastanawiali się czym jest ta poczwara na górze? Otóż naskrobałam w zeszycie z lekka kanibalistyczny obrazek i wkleiłam! Cieszycie się? Powiedzcie, że tak, toż to dzieło sztuki, wytwór stasinej wyobraźni, a to przecież zacnie mieć taką wyobraźnie. No dobrze, dobrze, może nie jest to rzecz zbyt cudowna i dobrze sfotografowana, ale macie możliwość zinterpretowania jej w dowolny sposób! Jest wielce prawdopodobne, że nóżki wystające ze szklanki potraktujecie bardziej jak żelki, a samą szklankę jako... coś, co szklanką na pewno nie jest, nie będę jednak z tego powodu rozpaczać. Powiem więcej - chociaż będzie ciekawiej ^^ Tak, tak. Ale nie o tym być miało!

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że już od trzech lat prowadzę bloga! Jak ten czas szybko leci i jak zmienia człowieka! Teraz nie wyobrażam sobie pisać postów o pomarańczy produkowanej z orangutanów, ani też umieszczać dziwnych, modelinkowych figurek, naszła mnie jednak refleksja, że przez te 1095 dni z moich ust ani razu nie padło nic mądrego i nie czuję się dumna z żadnego mojego tworu, który wystukałam na klawiaturze. Dość przygnębiające! Jest więc postanowienie na Nowy Rok, bardzo mocne i trudne postanowienie - napisać coś, co będzie mi się podobać, coś, co spodoba się też innym (choć może te dwie rzeczy się wykluczają?). Kiedyś ktoś powiedział, że autor jest swoich najsurowszym krytykiem, tyle, że w moim przypadku chyba nie o to tutaj chodzi (niestety). Moje opowiadania po prostu nigdy nie należały do najlepszych, wiem jednak, że nie da się napisać czegoś naprawdę dobrego na siłę, bo jak z góry założę sobie, że mój twór ma być najzacniejszy pod słonkiem, to w końcu nie napiszę nic.  Dlatego będę pisać dużo i może w końcu stworzę to COŚ. Trzymajcie kciuki! ^^

Tymczasem, żeby było wesoło, uczynię to, co nawykła robić cała bloggerowa społeczność, czyli podsumuję minione 365 dni. Wiem, że nie jest to nic oryginalnego, ale nie musi być przecież oryginalnie (ostatnio ludzie panicznie pędzą ku inności, otrzymując wynik wręcz odwrotny)! No to zaczynamy...

Nim jednak to nastąpi (chwila napięcia równego pocieraniu balonika)
Co znowu?!
uraczę Was zakręconą, lecz ujmującą piosenką z bajki dla dzieci/dorosłych o wdzięcznym tytule "Wroniec" pana Jacka Dukaja. Jest to hymn szarzejącej społeczności (w domyśle społeczności za czasów PRL-u i stanu wojennego) przemykającej przez szarzejące ulice.

"Sza-sza-sza-sza-szarzej!

Myślisz - nic.
Mówisz - nic.
Robisz - nic.
Wszystko - pic.

Sza-sza-sza-sza-szarzej!

Gęba - w ciup!
Oczy - w bruk!
Z nieba - kruk!
Sąsiad - wróg!
Każdy - wróg!

Sza-sza-sza-sza-szarzej!

Mydła - brak.
Mięso - flak.
Słowa - rak.
W pracy - strach.
Wszędzie - strach.

Sza-sza-sza-sza-szarzej!"

(Czy tylko mi się tak bardzo podoba?)
Oj...Ten post niebezpiecznie się wydłuża (ale to tylko przez ta ogromną czcionkę, ekhm)


Przygotowałam dla Was dramat ukazujący przeróżne zmiany, które nastąpiły w poszarzałym już, porośniętym grzybami roku 2015! Jest on jednak dość... obszerny, więc jeśli nie dacie rady, to, no cóż, nic się wielkiego nie stanie! Zdziwię się jeśli wytrwacie, toż to będzie wyczyn! ^^ wykrzyknik, wykrzyknik, wykrzyknik

Lekko stuknięty lecz szczery, oddający psychikę Stasi, pewnie nie do końca poprawny dramat. Uściślając - komedia (boć życie to komedia, muachacha!) 

(Tłum kolorowych postaci ściśniętych w dziwacznym niezidentyfikowanym pokoju, do którego prowadzą okrągłe iskrzące wesołością Drzwiczki - Drzwi Wejściowe, a z którego odprowadzają zdezelowane Drewniane Wrota - Drzwi Wyjściowe. Jest to, zdaje się, pomieszczenie nazywane „szaloną mieszanką uczuć panny Stanisławy”. Jeśli ktoś mówił wam kiedyś o „niepewnej robocie” i „lęku przed utratą mieszkania” to wiedzcie, że jest to najbardziej niepewne ze wszystkim mieszkań,  jakie kiedykolwiek zbudowano. )

Do pomieszczenia z furkotem wpada zgarbiony okularnik o obłąkanym spojrzeniu. Dzierży w dłoni odrapaną teczkę i iskrzący kalkulator.

Okularnik: Mam już tego serdecznie dość! Niech to dziewuszysko wyrzuci mnie raz a porządnie! Niedługo dostanę zawrotu głowy od ciągłego przechodzenia przez ten przeklęty próg. Słyszałem kiedyś, że framugi drzwi są w stanie wymazać z głowy ogromne pokłady mądrych myśli, a ja zbyt cenny jestem, by rozstawać się z rozumem… Jeden dodać dwa równa się trzy! Trzy do potęgo drugiej równa się dziewięć. A kwadrat plus be kwadrat równa się ce kwadrat! Igrek równa się a iks plus be…

Kobieta o miażdżącym dwuznacznym spojrzeniu odkleja się od ściany, którą okupywała w celach nieokreślonych i z brwią uniesioną ku górze zbliża się do wpół obłąkanego Okularnika.

Ironia (bo takie imię nosi ta dziwna istota): Ach, tryskasz inteligencją, kochaniutki! Co my byśmy bez ciebie zrobili!

Okularnik spogląda na nią podejrzliwie.

Ironia: Ja Ci coś powiem i posłuchaj mnie uważnie! (ku przerażeniu wszystkich obecnych opuszcza wiecznie uniesioną brew) Stasia wyrzuci cię jeszcze tyle razy, że ci się w głowie zakręci (brew znów rusza ku górze), bo to tak zdecydowana osoba… (brew opada) Stary, spokoju doczekasz się dopiero pod koniec trzeciej klasy gimnazjum, kiedy zmuszona będzie składać papiery do liceum, a tak, to nie łudź się, że pójdzie na mat-fiza. To, że tu jesteś, to na pewno tylko chwilowa de….

Okularnik zostaje wypchnięty z pokoju przez Siłę Wyższą

Ironia: No właśnie. Do zobaczenia.  

Cały pokój zanosi się chichotem. Po chwili przydreptuje do niego zagubiona przybłęda pokropiona solidnie atramentem – Human.

Ironia: O rzesz, kto by się tu tego spodzieeewał (ziewa).

Human (płacze): Ja tak tu chcę być, chlip, ale ona mnie cciągle wywala, a ja chcę pisać, chcę pójść do tego Platera i i uczyć się o tych wszysstkich pisarzach, ale ale ale, kto by doceniał ów kierunek! Zawsze jak tu wchodzę, to dopada mnie ten Zwątpienie i szepcze mi bezustannie „skończysz w McDonaldzie i tyle z ciebie będzie”, a ja chcę po prostu piiiisać! (łka)

Z tłumu wyłania się Zwątpienie. Ma wredną twarz, której nigdy nie opuszcza złośliwy uśmieszek.

Zwątpienie (do Humana): I co? Znów ty tutaj? McDonalda ci się zachciało?! Przecież Stasia pisać nie umie, niedojdo!

Pokój wypełnia donośny płacz. Do Zwątpienia podbiega Uniesienie w białej szacie i zakręcony Romantyzm.

Uniesienie: Och, i trudno, że skończy w McDonaldzie! W życiu nie o to chodzi! Trzeba pruć przed siebie, spełniać marzenia, nawet jeśli grozi to graniem na instrumencie pod mostem! Uff… Wy nic nie rozumiecie! Żyje się raz tylko. Stasia się przyłoży, będzie uczyć się jak szalona historii, będzie pisać i pisać, może jakoś zwiąże koniec z końcem! Nie wolno być materialistą, konsumpcjonistą, myśleć tylko o pieniądzach.

Romantyzm (w którym podkochują się wszystkie uczucianki zebrane w pokoju. Przystojny, ach przystojny jest on, jednak do szaleństwa zakochany w Stanisławie No co, czemu by nie dodać sobie adoratora? Romantycznego adoratora! ^^): Dziewczyna napisze książkę, ktoś może naskrobie do niej jaką odę. Nie, ody nikt do niej nie napisze! Stasia jest mooooja!

Ironia: Acha, uspokój się! (Zazdrosna o Romantyzm)

Romantyzm: Dziewczyna poruszy jakieś historyczne problemy, zakocha się jeszcze bardziej w w swoim języku. Będzie siedzieć w bibliotece zakopana książkami, a może podejmie pracę w bibliotece, ile możliwości!

Zwątpienie: Bibliotekarki często zarabiają poniżej średniej krajowej. Jak będzie tak mało zarabiać, to rodziny nie utrzyma, jej dzieci będą chodzić głodne… Pomyślcie o tych smutnych maluchach!

Romantyzm: Szczęścia nie mierzy się pieniędzmi!

Nagle wszyscy kulą się z bolesnym grymasem na twarzy. Na środku pokoju stoi Wstyd i piszczy donośnie.

Wstyd: A!!! Dlaczego nie mogę się zakopać?! Dajcie mi jakąś łopatę! No, szybko! Znowu zrobiła z siebie pośmiewisko, niech lepiej chodzi z torbą na głowie, żeby nikt na nią nie patrzył! Ale wstyd, ale wstyd!

Ironia: Co tym razem? (szeptem) Zero dystansu do siebie…

Wstyd: Nie zamierzam o tym mówić! Brrr… Albo nie, może zrobi mi się lżej jak się wygadam?

Użalanie się nad sobą (wiecznie podkrążone oczy): Mów, chłopie
.
Wstyd: Znowu dostała słowotoku przed polonistką. Brrr… Co ona sobie teraz o niej myśli?! Dajcie mi łopatę! Stasia powiedziała o tym serialu, kursie i wszystkim. A to przez to dociekliwe spojrzenie polonistki, ech!

Podziw: Bo ta polonistka jest mistrzem! Lepszej nie ma, oj nie.

O dziwo wszyscy potakują, mrucząc „oł je”, a w tym samym czasie przez drzwi wślizguję się bardzo cicha postać i wykonuje mistyczne znaki rękami – A Co Pójdę Na Kurs Języka Migowego.

A Co Pójdę Na Kurs Języka Migowego: Stasia będzie może za dwa lata tłumaczem na mszy! (wszystko ślicznie wymigane, oprócz „mszy”. Tutaj istota wykonuje znak „kościół).

Zwątpienie: I tak nie wiem, po co jej ta umiejętność! Zmykaj, A Co Pójdę Na Kurs Języka Migowego!

Ironia: Jakby nie miała, co z czasem robić. Może jeszcze zapisze się na jeszcze jeden kurs, hm? (brew osiąga apogeum wysokości)

Nagle (coś dużo „nagle” w tej historii) zrywa się porywisty wiatr. Biblioteka Radosnego Człowieka z płaczem przytrzymuje się framugi Wyjściowych Drzwi.

Biblioteka Radosnego Człowieka: Żegnajcie! Nie jestem już potrzebna! (jej pomarańczowa kurteczka z literą „b” dramatycznie powiewa na wietrze)

Zwątpienie i Stanowczość oraz Samokrytyka: Zmykaj stąd, tylko zabierasz czas, przez ciebie wysychają Stasi oczy, zbyt często sprawdza pocztę. Może pisać dla siebie, a nie dla ciebie. Tfu!

Sentymenty (urocza zgraja skaczących kulek): O nieeee!

Biblioteka Radosnego Człowieka zooostajjje wessana przez Wyjściowe Drzwi.

Romantyzm: Ach to przemijanie! Jest jak ryż! Był ryż i ryżu nie ma…

Tłum Uczucianek (w tym nawet Ironia) wzdycha z rozmarzeniem. Na scenę wkracza Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa.

Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa: Nno, tup tup, nie mogę przestać ttupać, ttupać! A pani z orkiestry ciągle tylko krzyczy „nie tup, Stasia, mylisz orkiestrę”, a ja sobie ttupię ttupię, bo tto lubię! To jakiś tikk tup tup nerrwowy! Stuk puk stuk puk. Mettrum trzy czwarrrte. Stuk puk stuk puk. Oj, znowu zapomniałam, że nie wolno tupać, pani patrzy na Stasię na wpół rozbawiona na wpół poddenerwowana. Aj, aj, Stasia uśmiecha się przepraszającoUghhh…

Stopa ucieka. Po pięciu minutach znów się pojawia.

Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa: No nnie, znów mi się zapomniało.

Stopa ucieka. I wraca.

Wielka Tupiąca Rytmicznie-nierytmicznie Stopa: Oj, pani osiąga appoggeummm poddenerwowwannia!

Zrezygnowanie (niskie, płaskie, płaczące, nijakie): Nie zwracajcie na tą Stopę uwagi, ech! Po co Stasia chodzi na tą orkiesrtę?!

Przez szparę od Drzwi na maleńkich nóżkach przeciskają się mangi.

Euforia: Mangi są cool! Przeczytała 16 części!

Mangi  tajniacko wychodzą sobie Drzwiami Wyjściowymi. Słychać chlupot wody w butach Ponurego Głosu.

Ponury Głos: Mangi nie są cool.

Ironia: Matko… Gdzie ja mieszkam. 

Wśród werbli i fanfarów wkracza Plastyk (uwalony farbami, że ho!), wypychając Humana za Wyjściowe Drzwi.

Plastyk: Stasia będzie arrrtystą!

Zwątpienie: McDonald! To kierunek BEZ PRZYSZŁOŚCI! Czy Stasia w ogóle potrafi rysować?

Plastyk: No, potrafi Ekhem, to on jest tego taki pewny! Ja nie. Trzeba było jeszcze do sztuki wtrącić Niezdecydowanie xD! Jestem wspaniałym kierunkiem – takim arrrtystycznym! I nie poddam się! Bezpieczniejszy jestem ja od Humana (zza Drzwi Wyjściowych wypływa łkanie Humana), bo mniej osób tam startuje oł je!

Zwątpienie: Bzdury pleciesz, a jak Stasi się znudzi chlapanie farbkami?

Plastyk: Dlatego poszła na bezpłatne zajęcia, żeby się przekonać, oł je!

Ironia: Ech, inteligentnie, naprawdę!

Plastyk: Czuję się taki niedoceniany!

Kurtyna powoli opada, bo obserwatorzy rzucają w aktorów pomidorami  (i w didaskalia!). W ostatniej chwili, tuż przed wystrzałem kolorowych fajerwerków do pokoju wchodzi Biblioteka Radosnego Człowieka.

Biblioteka Radosnego Człowieka: Gdzie jest Drugi Stopień Szkoły Muzycznej? Już opuścił ten pokój?
KONIEC!
(i pozdrowienia dla czytelników!)